PTASIA HISTORIA
Koszyczek po jakimś kwiatku powiesiliśmy na werandzie we Frankówce, w nadziei, że wprowadzą się do niego jakieś ptaszki 🙂 i udało się. Na początku bardzo baliśmy się o to, że ich mama pozostawi uwite przez siebie gniazdko, bo koszyczek wisiał obok naszej plenerowej sali lekcyjnej, w której co i rusz odbywały się warsztaty. Dzieciaki biegały po werandzie, hałasowały, śmiały się… Ptaszek siadywał nieopodal i obserwował całą sytuację w niepokoju. Ale czas mijał, warsztaty się odbywały, dzieciaki biegały… a ptaszek siadywał nieopodal na jakiejś gałązce. A gdy tylko nadarzała się dogodna sytuacja, to jest, gdy rozpoczynały się warsztaty i dzieciaki grzecznie siadały w plenerowej sali lekcyjnej, odczekiwał jeszcze chwilkę i fru… podlatywał do koszyczka i niknął w jego wnętrzu.
Na początku nie śmieliśmy nawet tam zaglądać, żeby go nie przestraszyć, ale potem, ośmieleni tym, że mimo hałasów i ruchu, gniazdko dalej było zaopiekowane przez ptasiego rodzica. Najwyższy z nas wyciągnął rękę z aparatem i sfotografował wnętrze koszyczka 🙂
We wnętrzu były jajeczka, a więc było dobrze. Zatem cierpliwie czekaliśmy na rozwój wydarzeń. Pewnego dnia koszyczek zaczął się trząść i zaczęły z jego wnętrza dolatywać piskliwe odgłosy. Znaczyło to tylko jedno – wykluły się 🙂 Ptaszek latał w te i z powrotem. Przynosząc coraz to nowe pyszności, a my z aparatami czyhaliśmy w ciszy, aby go sfotografować. Parę razy się nam udało 🙂 Zdjęcia nie są cudownej jakości, ale zawsze 🙂
Wreszcie pewnego dnia, podczas prac porządkowych podnieśliśmy głowę do góry i ta-dam, trzy małe dziobki siedziały na skraju koszyka, obracając głowy w jedną i drugą stronę równocześnie jak przechodziliśmy. Siedziały tak jakiś czas, a potem fru i poleciały sobie w dorosły świat zakładać swoje gniazda. Ich odlotu nie widzieliśmy, ale udało nam się zachować na zdjęciu i ich obraz tuż przed odlotem 🙂 Ot i taka to ptasia historia 🙂 Niestety nie wiemy jak się te ptaszki nazywają, ale może ktoś z Was odgadnie i nam o tym powie lub napisze. Czekamy :)!