MATEJKO I WIŚNICKI GENIUS LOCI
Mimo tego, że Matejko jest najbardziej chyba rozpoznawalnym polskim malarzem XIX wieku, to zwykle myślę o nim, jakby był moim sąsiadem. Nie ma chyba dziecka w Polsce, które by nie znało tego nazwiska, ba pewnie gdybyśmy zapytali o polskiego artystę za granicą, to pewnie też niejeden znałby Matejkę. A przecież całe swoje życie spędził w Krakowie, na wakacje jeździł do zaprzyjaźnionej rodziny do Wiśnicza, gdzie zakochał się w swojej przyszłej żonie.
W każdym razie zawsze o tym myślę, kiedy idę sobie z Placu Matejki w stronę Bramy Floriańskiej i mijam po drodze ciekawy pomnik. W pustej ramie wielkiego obrazu na fotelu siedzi niewielki mężczyzna w okularach z długa brodą i w zamyśleniu wpatruje się w budynek krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych.
Kiedy przejdę spacerkiem kilkadziesiąt metrów ulicą Floriańską (bo choć jest to jedna z ważniejszych, reprezentacyjnych ulic Krakowa, jest całkiem krótka, liczy tylko 335 metrów długości), pod numerem 41 znajduje się słynny DOM POD TRZEMA PYSKAMI, czyli dom Jana Matejki, a obecnie jego muzeum.
Jednak dlaczego, tu w artykule dotyczącym Podgórza Wiśnickiego, piszę o Krakowie? Bowiem, jak już to wcześniej było wspomniane, Matejko wiele czasu spędził w Wiśniczu i tu także mamy wspaniałe muzeum poświęcone jego twórczości, to KORYZNÓWKA – muzeum pamiątek po Janie Matejce.
Wierzę w to gorąco, że Matejko przybył do Wiśnicza, aby dać mu życie wieczne. Pewien mały i, gdyby nie ogromna tragedia, która się wtedy rozegrała w tym sennym miasteczku, zupełnie nic nie znaczący epizod, jak spóźnienie się na pociąg w Bochni, stał się epokowy dla Wiśnicza. Cóż takiego stało się zatem z powodu tego spóźnienia? Oto jest lato 1863 roku, pogoda zachęca do spaceru. Młody Jan bardzo lubił spacerem przemierzać odległość około 15 kilometrów na dworzec w Bochni i w taki właśnie spacer wyruszył… i nie zdążył na pociąg do Krakowa. Cóż, stało się, wróciwszy do Wiśnicza, wolny czas postanowił zagospodarować na zrobienie szkiców przepięknej drewnianej zabudowy miasteczka. Jakież dobre duchy podpowiedziały mu ten pomysł, może był to wiśnicki genius loci, który powiódł artystę na wiśnicki rynek jakimś niezrozumiałym dla nas przeczuciem? Kto wie? Nazajutrz, gdy Matejko spokojnie przemierzał żelaznym traktem drogę do Krakowa, żarłoczny ogień dom po domu pożerał bezpowrotnie unikatowe drewniane domeczki.
Matejko bardzo przeżył wieść o pożarze swojego ukochanego miasteczka. Na szczęście pozostały szkice, a także ślad sentymentu artysty odzwierciedlony w przebudowanych według projektu artysty Sukiennicach. Uważa się bowiem, że to charakterystyczne podcienia drewnianej wiśnickiej zabudowy zainspirowały Matejkę do stworzenia w Sukiennicach arkadowych podcieni.
Wracajmy jednak do KORYZNÓWKI, malowniczo położonego między Zamkiem i Klasztorem Karmelitów (obecnie więzieniem o zaostrzonym rygorze) dworku, należącym do rodziny Serafińskich. To najwspanialsze muzeum, bo można powiedzieć, żywe. I wcale nie ma tu multimediów, interaktywnych możliwości. To zaklęte w czasie miejsce, tu nadal mieszka kolejne pokolenie rodziny Serafińskich, którzy nie bacząc na utrudnienia i wiedzeni poczuciem krzewienia kultury wszem i wobec, udostępnili część swojego domostwa na cele muzealne.
W niewielkim dworku, dwa pierwsze saloniki po obu stronach wejścia, można powiedzieć reprezentacyjne, pozostały niezmienne od czasów Matejki i teraz można je oglądać, wypełnione przeróżnymi bibelotami i szkicami, karykaturami Matejki, różnymi przedmiotami należącymi do rodziny żony Matejki.
W wiosenny, czy letni czas, kiedy najczęściej tam bywamy, cudownie przysiąść na ławkach przed dworkiem, przymknąć oczy i słuchając opowieści oprowadzających po muzeum, powoli przenosić się w dawne czasy. A już najwspanialej, kiedy oprowadza sama pani Maria Serafińska, przedstawicielka rodziny, a także autorka licznych książek o Matejce i dziejach Wiśnicza. Nie raz mieliśmy okazję, aby jej posłuchać. Toż to już prawdziwa wisienka na torcie!
Warto jeszcze dodać, że i cześć prywatna wymknęła się czasowi spod kontroli. Bowiem, kiedy bardzo niegrzecznie 🙂 zaglądaliśmy przez płot do części prywatnej, to rosną tam stare odmiany jabłoni, pod którymi przechadzał się wolno puszczony koń.
Gdzieniegdzie spacerowały pawie, które absolutnie nie dzielą tego miejsca na prywatne i udostępnione turystom. W okresie godowym, dorodne pawie samce dumnie maszerują przed zachwyconymi turystami, prezentując swoje kolorowe ogony. Od razu przypominają mi się warszawskie Łazienki Królewskie, gdzie te wielkie ptaszyska pozują do zdjęć, niczym top modele światowej klasy :).
Koryznówka była świadkiem i innych wydarzeń tragicznych czasów XX wieku, ale to zupełnie inna historia i opowiemy Wam o tym w innym artykule. Dziś skupiamy się tylko na naszym wielkim malarzu. Cobyście powiedzieli na taką letnią wycieczkę śladami Matejki do Wiśnicza, a potem na małe co nieco i dalszy ciąg opowieści do Frankówki Małej? Brzmi kusząco, prawda?